Morze Aralskie
Nie da się opisać tego co zrobiono Morzu Aralskiemu. Stając na jego brzegu, czując zapach wody, powietrza – patrząc na niewielkie fale – w ostatnim przedsmiertnym odruchu życia dobijające brzegu nie sposób nie poczuć żalu i gniewu za to co się stało. Nadzieji dla morza nie ma, już teraz wydobywa się spod niego gaz. Piękne jest to, że ktoś w tych okolicznościach marzy jeszcze o lataniu.
Jadąc nad Morze Aralskie, w poszukiwaniu jego znikających, cofających się wciąż brzegów jedziemy przez Pustynię. W Moynaku zmieniamy samochód na jeepa. Dalsza droga to droga przez dno dawnego akwenu. Początkowo krajobraz jest industrialny. Wydobywa się tu gaz. Wkroczyły tu Chiny, Rosja, Korea. Wielki biznes. Miejsca na dyskusję nad powrotem morza juz realnie nie ma. To tylko senstymenty, tak przynajmniej się wydaje. Ziemia początkowo porośnięta jest niewelkimi zaroślami. Być może jeszcze gdzies pod spękaną powierzchnią pozostało nieco wilgoci. Gdzieniegdzie widać wykwity soli. Pomału krajobraz przechodzi w księżycowy. Na horyzoncie widać wysoki klif. To kiedyś był brzeg.
Kiedy dojeżdżamy do celu, do brzegu morza, zapada zmierzch. Morze szumi delikatnie. Cicho. Nad wodą unosi się zapach przypominający zgnizliznę. Ale to nie zgnilizna, w morzu nic już nie żyje. To sól. Brzeg jest błotnisty, do piasku wraz z falami dobija żółta piana. Przy jednym z jurtcampów postawionym dla nielicznych turystów zbudowano pomost. Mijając 20metrów chwiejących się desek można pozwolić otoczyć sie morzu. Blademu wspomnieniu morza. Przy jurtcampie stoi też dmuchany banan, atrakcja wszytskich plaż świata. Tu wygląda raczej upiornie.
Śpimy w jurtach postawionych w oddaleniu od morza, na wysokim brzegu. Tu nie dociera przykry zapach i nie ma błota. Jest pustynia, kwitnąca nielicznymi roślinkami, które uczepiły się życia. Rano, od rodziny gospodarzy kupujemy skamieniałe kły rekina. Mają tu cały słoik. Po transakcji wciskaja mi z uśmiechem w dłoń jeszcze parę gratisowych zębów. Rano morze wygląda lepiej. Jest blado-turkusowe. Szumi dalej cicho i łagodnie jakby nie miało siły na więcej. Fale słabo dobijają brzegu, ale przykrego zapachu juz nie ma, widocznie zmienił się wiatr. W morzu można pływać. Jezeli ktoś nie ma w głowie zbyt wielu historii o Wyspie Odrodzenia i laboratoriach broni biologicznej, które obecnie znalazły sie już na stałym lądzie…
A to już Moynak. Na pustym niegdyś klifie stanął obecnie bar i sezonowy yurtcamp. Tylko wiatr wciąż szumi uderzając w skały niczym wody nieistniejącego już morza, i statki stoją wciąż w piachu czekając na przypływ… Jaki los może być gorszy dla statku, niż koniec na bezwodnej pustyni.