Chodżent jest miastem bardzo sympatycznym.
Głównie dlatego, iż okazało się, że tu nie dotarły jeszcze wieści o zamknięciu granicy Badachszanu dla turystów, i z naszymi przepustkami nie mieli żadnego problemu. Spróbowaliśmy w miejscowym OWIRze już tylko dla pewności, że wyczerpaliśmy wszytskie możliwości i spróbowaliśmy wszytskiego. Przewodnik Bezdroży głosił, że nie wiadomo nic o przepustkach w Chodżencie, weszliśmy zatem w przestrzeń ziemi niezbadanej – przynajmniejod strony urzędniczych formalności. Kiedy z pomocą swojskiego „dzieweczka, prechadi dalsze” przepchnęłam się przez tłum zwyczajowo cisnący się niemiłosiernie w ciasnym korytarzu, niespodziewanie dla naszych przepustek również pojawiło się światełko nadziei.
Urzędująca pani przepytała mnie dokładnie skąd jesteśmy i gdzie zmierzamy, zapytała po co chcemy tam jechać. „Tam tacy mężczyźni z brodami…w górach” – wśród Tadżyków pogłoski o Talibach ukrywających się w Badachszanie mają moc równie paraliżującą co u nas. Ci, którzy nie są rodowitymi Pamircami z trudem pojmują, że w tamtejszych górach może być cokolwiek ciekawego poza niebezpieczeństwem i niewygodami. Że gorąco, lub ze za zimno, że słońce, że pustka, że nie ma czym oddychać. Pani jednak okazała się wyrozumiała. Na koniec stwierdziła, że góry rzeczywiście są piękne i sama chętnie wyjechałaby z miasta i jeszcze: że przepustki u niej nie dostaniemy bo musimy iść do innego urzędu. Podzwoniła, podzwoniła, wypytała o wszystko a nawet wysłała z nami chłopaka, który zawiózł nas na miejsce samochodem i wskazał właściwe okienko. Wielki plus dla chodżenckiego OWIRu!
Nie wiem, czy w Chodżencie obowiązują inne zasady wydawania przepustek, czy naprawdę nie wiedzieli, że mają ich nie wydawać. Być może zwyczajnie nikomu w ostatnim czasie poza miejscowymi nie przyszło do głowy pytać o przepustki właśnie tu. Tak czy inaczej, nie wierząc w odmianę własnego losu, po zapłaceniu 20 somoni w kasie i dniu oczekiwania, dostaliśmy pozwolenie na wjazd do Pamiru. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że prawdopodobnie będziemy się mogli nazwać ostatnimi turystami w Pamirze (w tym okresie) i jakie będzie to miało dla nas skutki. Szybko zadzwoniliśmy do Pamirskich kierowców i zaklepaliśmy miejsce w jeepie. Ci z kolei, nie tylko bardzo się ucieszyli, ale szybko donieśli pamirskim agencjom turystycznym, że jest nadzieja na turystów! Następne dzwoniły agencje, wypytując jaką drogą załatwiliśmy wjazd, ile łapówki, no i że czekają na nas w Chorogu. Zapraszają do odwiedzin na herbatę i swoich usług.
Truimfalnie, z pozwoleniami w paszportach rozpoczęliśmy powrót do Duszane. Po drodze wysiedliśmy w dolinie Warzob, aby przenocować w jednej z przydrożnych czajchan. Przespaliśmy się na podeście z desek, nad strumieniem. Obok odbywała się Tadżycka impreza a nasz gospodarz był tak miły, że ugościł nas lagmanem na kolację i parówkami z jajkiem na śniadanie. Zawarliśmy też znajomość z okolicznymi mieszkańcami, (na przykład panią od toalety – gdyż w najmniej spodziewanych miejscach – toalety w Azji Centralnej są najczęściej symbolicznie – ale płatne) i po ciepłych pożegnaniach pojechaliśmy do Duszanbe. W ten sposób wróciliśmy ostatecznie do punktu, z którego już dobry tydzień temu miała rozpocząć się nasza dalsza podróż.
dla wszytskich, którzy obawiają się mężczyzn z brodami polecam rosyjski hit z tadżyckich marszrutek i wszelkiego rodzaju odbiorników w czajchanach:
http://https://www.youtube.com/watch?v=5Fix7P6aGXQ