The Silk Road Hotel, Samarkanda
Trzecia w nocy, Samarkanda. Po wyjściu z pociągu oczywiście rzucają się na nas taksówkarze i ustępujemy, ustalamy cenę dowiezienia nas do polecanego w przewodniku hostelu. Oczywiście na miejscu ciemno, wszyscy śpią.. Głupio budzić w środku nocy. Taksówkarz oczywiście zna inne hostele które spełniają nasze wymogi ceny i dostępności pokoi ale podaje zaporową cenę dojazdu. Trudno. Zostajemy na cichym podwórku rozkładając się na deskach przy stole. Po jakimś czasie słyszę że ktoś rusza się w środku, witam się więc i pytam o pokój. Ale to Samarkanda, wszystko zajęte! Turystów mnoga.
Idziemy więc nocą szukać miejsca do spania, nie żeby było to dla nas bardzo ważne, ale dla celnika przy wyjeździe na pewno ważny będzie kwit zameldowania z każdego noclegu więc siła rzeczy trzeba coś znaleźć. Ostatecznie napotkany kolejny taksówkarz dowozi nas do hotelu. Wszystko fajnie, hotel jeszcze nie jest gotowy dopiero się buduje, ale ostatecznie jest noc i nie jest to ważne. Upewniam się czy hotel ma pozwolenie na zagranicznych turystów i czy dzięki temu dostaniemy upragnioną rejestracje. Oczywiście, więc świetnie.
Rano okazuje się że jednak hotel takiego pozwolenia jeszcze nie ma, ale jak przyjedziemy w lipcu, to na pewno już będzie miał. Gospodarz pomoże nam i zarejestruje nas na siebie w urzędzie, ale musimy za to dopłacić. Tu zrobiło się nieprzyjemnie. Rozmawiam jednak dalej, jak zwykle uprzejmie bo przy targowaniu cen choć przesada jest pewną formą pożądaną, to jednak denerwowanie się jest wykluczone. Gospodarz mówi jak cieszy się z gości, jesteśmy jego [pierwszymi gośćmi. Podtrzymuję wątek mówiąc, że przyniosę mu szczęście, o jego hostelu opowiem wszystkim turystom.
Gospodarz bardzo o nas dba. Oddał nam telefon swojego wnuczka żebyśmy mogli do niego zadzwonić jak czegoś będziemy potrzebować, lub zgubimy się w mieście. Mały wnuczek cały czas zagląda zapytać czy czegoś nie potrzebujemy i czy wszystko jest w porządku. Gospodarz zawozi mnie do centrum miasta, rozmawia ze mną. Wcześniej zabrał mi paszport do rejestracji i sprawdził w nim dokładnie wszystkie wizy. O dziwo rozmawiamy podróżach i czuje w tym człowieku namiastkę bratniej duszy, bo nie wiele osób rozumie w tamtych stronach potrzebę podróży. Jedzie się gdzieś jak się musi. Jak się nie musi siedzi się u siebie, dba o dom i rodzinę. Choć turyści są często spotykani, to jednak są zjawiskiem niezrozumiałym. Cos jak UFO, którego motywacje i zamiary nigdy nie zostaną pojęte. Tymczasem Gospodarz pyta mnie o wizytę w Iranie. Mówi że sam jest Persem, rozumieniem początkowo że Tadżykiem – Persem, ale chyba nie koniecznie bo rodzinę ma w Esfahanie. Wspomina Iran, Teheran który robi na nim wrażenie jako nowoczesna stolica, rozmawia ze mną jakbym znała jego Teheran na wylot. „Wiesz tam jak się skręca z alei jakiś tam, pobudowali, takie piękne..” i tak dalej. Tłumaczy że świetnie mnie rozumie, sam jeździł od Turcji po Syberię, teraz każde pieniądze przeznacza na budowę hotelu, ale kiedyś… Tłumaczę, że jak tylko odłożę trochę pieniędzy to zaraz gdzieś jadę, bo to co gdzie indziej jest dla mnie ciekawe, ciekawi są ludzie. Śmieje się, że miał tak samo. Nie wiem czy rzeczywiście ale to rzadkie podejście. Podobało mu się nawet w bliskiej mi Mongolii gdzie jak wiadomo, tylko step. „Podróżuj póki, możesz, gdybyś miała męża, dzieci, to byś tak już nie mogła, świetnie to rozumiem, korzystaj!”.
Pokazuje mi miasto z samochodu. Zostawia w pobliżu atrakcji turystycznych, tłumaczy gdzie co zjeść. Po południu zaprasza na płow, jeżeli zdążę. Wieczorem choć na płow nie zdążyłam dostaliśmy świeże, soczyste truskawki. Wnuczek postawił nam oranżadę z automatu przed domem. Jego dziadek dowiedział się że nie przekroczymy granicy Tadzyckiej w pobliskim Pendżakencie, przejście jest wciąż zamknięte, od 2010 roku. Obdzwonił informację kolejową, zawiózł nas po bilety do Termezu, przedobrzył nawet chcąc pomóc nam dogadać się z kasjerką, zamówił droższe, więc musiałam znów korygować że na prawdę nie mamy dużo pieniędzy. Turyści? Ostatnią klasą? Przecież tam niewygodnie, tak niewygodnie, że nie do pomyślenia!