Polskie ruskie pierogi w kirgiskiej jurcie na Dachu Świata…
Właśnie tak. Kosztując przysmaków z kirgiskiej jurty – tradycyjnie wypiekanego chleba, oromo, masła i kefiru z jaka nie sposób uniknąć kulinarnych porównań. Aby porównanie mieli również nasi gospodarze, podjęliśmy próbę przyrządzenia najbardziej „pokazowej” polskiej potrawy – czyli pierogów ruskich.
Składniki dostępne w jurcie nieco odbiegały od tych znanych z polskich domów. Ser – z jaka – nadał farszowi specyficznego smaku, pieprzu nie było – pojawiła się za to papryka. To jednak tylko nieistotne szczegóły. Największym wyzwaniem okazało się ugotowanie ziemniaków. Już Marco Polo pisząc o Pamirze zauważył, że ogień nie płonie tam wystarczająco jasno, nie daje tyle ciepła. Wszak ciśnienie jest tu niższe niż na nizinach i woda wrze z niższej niż 100 stopni temperaturze.
Nasi gospodarze przyrządzając ziemniaki zazwyczaj kroją je na wąskie paski i przysmażają, nie gotują. Nasze ziemniaki, przekrojone zwyczajowo na połowy, gotowały się w bulgoczącej wodzie dłuuuugo, aż ta prawie całkiem się wygotowała. Konsekwentnie pozostały jednak w środku surowe. I twarde mniej więcej tak, jak kamienie leżące wokół jurty .
Co tam jednak farsz, co tam ziemniaki. Kwintesencją pieroga jest przecież jego kształt oraz sam proces wykrawania kółek i zalepiania farszu w cieście. Tu zabawa i emocje niezmiennie przypominały te zapamiętane z dzieciństwa, z przedświątecznej, domowej krzątaniny. Wrażenia udzieliły się naszej gospodyni i jej córkom… A jak wypadło to w kategorii „smak”? Ze wstydem przyznam, że były to najgorsze pierogi świata. Naszym Kirgizom jednak smakowały – oczywiście to było bardzo uprzejme z ich strony. Mam nadzieję, że zabawa przy ich lepieniu wynagrodziła smak ewidentnie niedogotowanych ziemniaków…