dywan z Cheshtebe
Cheshtebe to miejsce prawdziwie odludne, pustynne. W pastelowych, wielbłądzich barwach pobliskich wzgórz przechadza się jedynie stadko kóz. Na równinie widać zaledwie kilkanaście lepianek. Mieszka tu dosłownie kilka rodzin. Droga do Murghab jest długa, często bywa nieprzejezdna z powodu śniegu zalegającego na przełęczach.
Kobiety przed jednym z domów przygotowują się do tkania dywanu. W jego splotach zapiszą prawdę o życiu.
Jedna z nich zaprasza mnie do swojego domu – a tam? Widzę na własne oczy prawdziwą oazę zieleni wśród pustyni. Pani w swoim domu hoduje kwiaty, stoją dosłownie wszędzie i sprawiają wrażenie, że czują się tam z tą Panią świetnie. Z pewnością codziennie przynosi im co najmniej jedno wiaderko drogocennej wody.
Pani pracowała kiedyś jako położna, w Murghab. Miała ceniony zawód, czuła się potrzebna i pomogła wielu kobietom. W Cheshtebe osiadła wraz z mężem. To on kochał kwiaty. Kobieta z dumą pokazuje mi dwa olbrzymie fikusy beniamina o lśniących liściach – to mąż je tu przywiózł. Mąż nie żyje. Pani została sama w domu pełnym kwiatów.
Na zewnątrz kobiety przygotowują się do tkania dywanu. Dywan zapełnią roślinne motywy.