lekcje z Murghab.
Po drodze poznaliśmy pewną Panią, która okazała się koordynować projekt nauczania języka angielskiego w Murghab. Zaprosiła nas do jurty swojego brata. Jak paradoksalnie w eleganckim i uprzejmym języku angielskim brzmi zachęta do odwiedzenia ślicznej, uroczej i przytulnej jurty! 😉 I jurta – doprawdy – taka właśnie była!
Nasza Gospodyni poprosiła, abyśmy następnego dnia przyszli do szkoły porozmawiać z dziećmi po angielsku. Nie sądziliśmy, że my i nasz niedoskonały angielski może stanowić aż taką atrakcję, jednak wszelcy turyści na tym szlaku są w cenie nie tylko ze względu na pieniądze, które ze sobą przywożą, ale również ze względu na cele poznawcze. Już kiedy szłam po jogurt z jaka do sklepu, zagadała mnie zakutana w czarne chusty od stóp do głów postać. Okazała się młodą 17-latką…Angielskiego uczy się sama, z książek i nagrań. Mówi świetnie i kiedy tylko widzi turystów, chce z nimi porozmawiać, aby ćwiczyć swoje umiejętności. Jak większość dzieciaków w Murghab jest bardzo ambitna. Ciężkie warunki uczą ciężkiej pracy i zaciętości. Będzie studiować w Duszanbe albo w Osz, lub w Biszkek. Medycynę. Jak najbardziej w to wierzę! Żegna mnie szybko, bo spieszy się do szkoły.
W szkole mamy okazję porozmawiać z dziećmi. Głównie to one pytają… skąd jesteśmy, gdzie jedziemy, jak wygląda życie u nas. Kłopotliwe stają się formułki wyuczone z podręczników zaprojektowanych zupełnie na inne realia. „Czy lubisz shopping?” Co mam odpowiedzieć, porównując centra handlowe Warszawy z Murghab? „Nie. Nie lubię, nie lubię wydawać pieniędzy, wolę wydawać je na podróże”. Moja odpowiedź jest równie arogancka, jakbym przyznała się do uganiania się za ciuchami na wyprzedażach.
„Czy widziałaś rybę?” – tu odpowiedź jest trochę łatwiejsza… zjadłam rybę trzy dni temu. Ale czy widziałam? Nie przyglądałam się…
Mnie głównie interesuje to, jak żyje się w Murghab. Jak dzieciaki widzą swoją przyszłość. Zasypują mnie odpowiedzi pełne optymizmu. Żyje się tu normalnie. Nie przeszkadza im, że jest zimno i pusto, wszyscy mają nadzieję studiować w większych miastach. Wstyd mi, bo mnie przeszkadza -3°C, kiedy idę do autobusu w Warszawie…