O zaletach życia w czajchanie
można by wiele, przede wszystkim jak nazwa wskazuje główną atrakcją jest tam herbata, popijana z tradycyjnej uzbeckiej ceramiki (popularnej w całej środkowej Azji), niebieskich dzbanków w białe wzory i miseczek. Miseczek dostajemy zawsze o jedną więcej niż jest to potrzebne. Choć zdarza się, że ktoś z przepraszającym wyrazem twarzy może przejąć nadliczbową miskę, w razie gdy brakuje ich dla innych gości, to z założenia należy się nam ona jako element wschodniego rytuału picia herbaty.
Po zaparzeniu nalewamy płyn o bladym kolorze (mocna herbata nie jest mile widziana, kiedy parzyłam ją sama wg. własnych proporcji, moja mikstura zawsze była z zakłopotaniem rozcieńczana wodą) do dodatkowej miski po czym wlewamy „zlewkę” z powrotem do czajnika. Dopiero wtedy można rozlać płyn do reszty miseczek, nalewając skromne 2/3 objętości. Herbatę należy pić długo, dolewać często. Tu uwaga na boku, że w pociągu Nukus-Taszkient identyczna zasada dotyczyła popijanej z czajnika wódki.
Na herbacie jednak nie kończą się zalety czajchany. Stanowi ona miejsce gdzie można wypocząć w podróży, coś zjeść, schronić się przed słońcem, popołudniami toczy się w niej życie towarzyskie starszego pokolenia. Schodzą się panowie w charakterystycznych czapeczkach, z długimi brodami, popijając herbatę cieszą się swoim towarzystwem do późnych godzin. Obsługa zwalnia swoje ruchy starając się dostosować do czasu, który zdaje się cofać co najmniej 100 lat w tył.